Kasztanowe, opadające na ramiona włosy piegowatej dziewczynki, swobodnie tańczyły pod wpływem ciepłego jesiennego wiatru. Oczy koloru czystego złota z zaciekawieniem lustrowały ogromny wodospad który niebezpiecznie sunął po zazieleniałych skałach, kończąc wybuchową wędrówkę w głębokiej, rwącej rzece. Tym razem jej miejscem wyciszenia był kamienny most lekko wygięty w łuku, który z daleka razem z wodospadem oraz wielką świątynią po jego lewej stronie zapierał dech w piersiach. Nogi, swobodnie opuszczone kołysały się w rytm piosenki którą cicho pod nosem nuciła:
Świat zmienia się
kruszy
rozpada
i księżyc zniknie w mroku
i gwiazdy cień ugasi blask
Pan Ciemności ukarze swą potęgę
oczami ogarnie świat
i śmierć zabierze każdego z nas
Powoli wstała z zimnych kamiennych płyt, otrzepując tył długiej, śnieżnobiałej sukni. Na twarzy pojawił się uśmiech by po chwili zmienić go w cichy śmiech. Spojrzała na gwiazdy które rozświetlały panującą ciemność.
tylko miłość powstrzyma go
***
Wybudzona siłą ze snu otworzyłam szeroko oczy. Zamrugałam kilka razy w pamięci analizując słowa dziewczynki, która wtargnęła do mojej nocnej wyobraźni. Oddech mimo tak szybkiego wybudzenia się był o dziwo równy i spokojny, a ja czułam się niesamowicie wypoczęta. Z chwilowego letargu wyciągnęły mnie głosy dobiegające z kuchni. Wstałam odstawiając na bok dziwny sen. W końcu ma się gorsze problemy na głowie niż analizowanie obrazu durnej wyobraźni.
Poprawiłam białą, lekko wymiętoloną pościel. Nie mogę przy mojej nowej towarzyszce wyjść na bałaganiarę, i trzeba zachować pozory wychowanej dziewczynki. Może chociaż teraz trochę doprowadzę się do porządku. Gdy mieszkałam sama, czasem zdarzyło mi się rzucić ciuch na podłogę...no dobra, przeważnie po całym pokoju przewalała się cała moja bielizna, bluzki, skarpetki, spodnie i bóg wie co tam jeszcze. Istny koszmar jak teraz o tym myślę. Dlatego Mako trzyma wszystkie moje rzeczy w swoim kocim świecie, stwierdziła że tak będzie bezpieczniej dla mnie i dla niej. Nie pytajcie mnie jak ona to robi, sama tego nie wiem.
W kuchni przywitał mnie zapach naleśników z dżemem truskawkowym i bitą śmietaną. Raj dla nosa. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo jestem wygłodzona. Wczoraj byłam tak zmęczona że nawet nic nie jadłam tylko od razu zasnęłam.
-Dzień Dobry.-powiedziałam z uśmiechem.
-Dobry!-odpowiedziała radośnie Yumi machając widelcem, a Mako leżąc na parapecie wśród doniczkowych kwiatków burknęła coś pod nosem. Usiadłam na drewnianym krześle przy którym na stole czekał pusty talerz z sztućcami oraz ciepłą zieloną herbatą. Naleśniki stały na środku kusząc oczy swoim widokiem. Od razu złapałam za widelec pochłaniając jednego naleśnika w dosłownie niecałą minutę, to samo zrobiłam z następnym. I pomyśleć że dopiero co marzyłam o ciepłym posiłku i odpoczynkiem.
-Dziewczyno, uspokój się, przecież nie uciekną!-Mako zirytowana moim zachowaniem w końcu wysiliła się na skarcenie mnie. Bo jak żeby inaczej, nie byłaby wtedy sobą.
-Szpadoj, od wcoroj nyc ne jodaam.-odpowiedziałam z pełną buzią na co jeszcze bardziej się oburzyła, miaucząc pod nosem jaka to ze mnie niewychowana dziewucha, i na co były te wszystkie lata opiekowania się mną. Różowo włosa przyglądała się nam, rozbawiona całą sytuacją.
-Cieszę się że pozwoliłyście mi wam towarzyszyć i zaufałyście.-odezwała się w końcu po dłuższej ciszy. Kaszlnęłam, czując jak naleśnik stanął mi w gardle. Co racja to racja, który normalny człowiek zaufałby obcej dziewczynie i spał z nią pod jednym dachem? A gdyby była cichym zabójcą? Człowiekiem na posyłki? Albo co najgorsze pracowała dla Akatsuki lub była jedną z nich? Baka! Czego ja o tym wcześniej nie pomyślałam? Czy mój mózg aby na pewno jest na swoim miejscu? Takie osoby najpierw się sprawdza. Szczególnie po samobójczej misji. Przełknęłam głośno kawałek ostatniego już naleśnika, tym razem uważając. Mój brzuszek już był dość najedzony.-Chyba wypadałoby coś powiedzieć teraz o sobie.-podrapała się w tył głowy szukając odpowiednich słów.
-Nie powiem że nie.-wyprostowałam się na krześle, bawiąc się się jedną ręką uchem różowego kubka z napisem LOVE.
-Wychowałam się w małej wiosce bardzo daleko stąd. Przez 12 lat mieszkałam z mamą w przytulnym drewnianym domku obok małego strumyka który przepływał wzdłuż wszystkich posiadłości.-uśmiechnęła się na samą myśl.-to było życie. Cisza, powiew świeżego wiatru, odgłosy pluskającej wody, przyjaźni mieszkańcy którzy mieli ciepłe serce...-spojrzała na mnie a jej oczy momentalnie straciły blask, stając się zimne i pełne bólu. Wzdrygnęłam się-...wszyscy zginęli. Ciała leżały porozrywane na części po całej okolicy. Woda w strumyku z czysto błękitnej stała się czerwoną Rzeką Śmierci.-jej twarz pobladła.-Mama...Mama w ostatniej chwili wygnała mnie z wioski. Kazała mi znaleźć mojego ojca o którym przez całe 12 lat nie wspominała. Zaczęłam więc podróżować, uczyć się zabijać, walczyć. Odkryłam w sobie zdolności które pozwalały przeżyć mi aż do teraz. W tym brudnym, pełnym nienawiści świecie.-Ostatnie zdanie niemalże wypluła szorstko z pobladłych ust. Siedziałam z szeroko otwartymi oczami wsłuchując się w jej słowa. Nie mogłam uwierzyć że wypowiada je dziewczyna, która jeszcze przed chwilą była pełna pozytywnej energii.-Teraz muszę znaleźć tego dupka, który mnie i moją mamę zostawił na pastwę tych śmierdzących świń, którzy rozjebali całe moje szczęście.-Przejechała ręką po różowych włosach.-Wiem tylko że mieszkał w Wiosce Wodospadu, miał długie czarne włosy i zielone oczy, tylko tyle Matka zdołała mi powiedzieć. Ale tam nic o niczym nie wiedzieli.-Kotka która leżała ciągle na parapecie znużona, od pewnego czasu z postawionymi uszami słuchała Yumi. Tym razem nie kryła swojego zainteresowania.
-Słyszałam o tym incydencie-odezwała się w końcu-była to dość głośna sprawa w Theft, jednak nadal jej nie rozwiązano-zamyśliła się na chwilę błądząc złotymi oczami po różowo włosej dziewczynie-Nie sądziłam że ktokolwiek przeżył....
-Co to Theft?-wtrąciła moja towarzyszka patrząc to na mnie to na Mako.
-Koci, bardzo odległy świat. Człowiek nie ma tam wstępu...beznadzieja...-pokręciłam głową-nieważne. Więc jak chcesz znaleźć swojego ojca?-dodałam szybko.
-Pewien starzec, podsłuchał moją rozmowę z Przywódcą. Gdy wieczorem opuszczałam wioskę, zatrzymał mnie i powiedział że w Wiosce Deszczu znajdę to czego szukam. A ostatnio zdobyłam bardzo tajne informacje-zawahała się nieco spoglądając w bok-że to właśnie Akatsuki panują nad tym terenem, i na pewno znają i kontrolują wszystkich....
-Dziewczyno!-kotka wskoczyła na stół podchodząc do Yumi, która patrzyła na Mako szeroko otwartymi oczami-Zabójcy klasy S, bezlitośni skurwysyni, od razu posiekają Cię na kawałeczki!! Czy ty kurwa wgl myślisz co robisz?!
-Mako!-wtrąciłam się jak najszybciej-Uspokój się!-kociczka przymknęła na chwilę swoje duże błyszczące wściekłością oczy i powróciła na swoje miejsce.-To jest faktycznie bardzo głupi, bezmyślny i samobójczy pomysł.-zwróciłam się do dziewczyny.-Ale myślę że jak się postaramy, razem znajdziemy inny sposób żeby go znaleźć.-Yumi przeniosła na mnie niedowierzający wzrok-Obiecuję.
***
Szłyśmy właśnie wąską, kamienną ścieżką, którą bardzo dobrze znałam. Prowadziła nie tylko do naszego tym czasowego celu, ale i również do pewnego pięknego miejsca które jako dziecko odkryłam. Było nim małe jeziorko otoczone gigantycznymi drzewami, głównie liściastymi, które przykrywały niebo i blokowały dostęp do słońca. Panował tam mrok, to też żyło tam mnóstwo małych zwierzątek, głównie świetliki i błędne ogniki.
Z każdym krokiem serce biło coraz to mocniej. Nie byłyśmy na to przygotowane. Mako twierdziła że nie potrzebny jest nam trening bo to właśnie zabicie Yamakiego nim będzie. Ona albo zwariowała albo posyła nas na śmierć. Ale cóż, warto słuchać inteligentniejszych umysłów, i bardziej doświadczonych. Do tej pory to robiłam i wychodziło mi to na dobre.
Spojrzałam na Yumi która zamyślona szła lekko z tyłu, jej wzrok błądził po ścieżce na której dało się zauważyć setki małych kolorowych kamyczków. Tym razem strój zmieniła na coś bardziej praktycznego. Czarne rajstopy, spodenki tego samego koloru, biała zwiewna bluzka na szelkach a na to również tego samego koloru długi rozpinany bawełniany sweter. Na nogi założyła różowe glany, poruszając się w nich tak, jak by w ogóle nie miała na nodze tak ciężkich butów. Całość wyglądała naprawdę świetnie. Miała dziewczyna wyczucie stylu. Ja wybrałam luźną biała koszulkę z rysunkiem kota, czarne legginsy oraz jasno różowe trampki.
Spojrzałam na słońce które było wysoko na niebie. Jesienny wiatr muskał wszystko swoim ciepłym oddechem. Zapach rozkwitających kwiatów wiśni oplótł nas ze wszystkich stron wprawiając nas w błogi stan.
Gdyby ta chwila mogła trwać i trwać...
***
Siwowłosy chłopak smętnie przedzierał się przez krzaki, wypluwając pod nosem różnorakie obelgi na owe rośliny. Spojrzał niechętnie na zamaskowaną twarz swojego towarzysza, którego oczy pozostawały niewzruszone od samego początku wyprawy. Jego opanowanie i spokój, kiedy on sam eksplodował w środku, naprawdę zaczynały go już wkurwiać.
-Dupek-mruknął pod nosem ściągając z pleców wielką kosę z trzema ostrzami które niebezpiecznie zabłyszczały.
-Jeszcze jedno słowo durniu-warknął jego towarzysz, nawet nie zaszczycając go swoim wzrokiem. Siwowłosy już miał odpyskować, jak to miał w zwyczaju, jednak ręka zamaskowanego nakazująca ciszę, od razu odgoniła takową chęć.
-Co?-spytał spoglądając spod byka na patrzącego przed siebie skupionym wzrokiem mężczyznę.
-Spójrz.-kiwnął głową w stronę małego murowanego domku, do której niemalże niezauważalnie wskoczyły dwa smukłe cienie.
***
Stałyśmy właśnie przed starymi, poobdzieranymi drzwiami, których widok nawet mnie nie dziwił. Całość domu była naprawdę odrażająca. Kiedyś białe ściany przypominały teraz kolorem żółć, i były przykryte miejscami mchem. Okna popękane, miejscami dosłownie wybite, dach podziurawiony. Do cholery, jak można w czymś takim mieszkać? W sumie to obleśna morda Yamakiego pasowała tutaj niesamowicie idealnie. Prychnęłam pod nosem przymrużając gniewnie oczy, gdy przypomniałam sobie moją ostatnią wizytę tutaj, kiedy to szanowny Pan Yamaki, z perfidnym uśmieszkiem na swojej gębie,wmawiał mi, że to łatwa misja.
Bez zbędnych ceregieli, kopniakiem wyważyłam i tak ledwie co trzymające się na dwóch uchwytach drzwi. Yumi spojrzała na mnie gniewnie, dając kuksańca w bok. No tak, przez drogę uzgodniłyśmy że to będzie cichy i szybki wyskok. Ależ ja mam krótką pamięć.
Wzruszyłam ramionami po czym obie weszłyśmy do środka zmierzając do salonu który znajdował się po prawej stronie. Tak jak się spodziewałam. Na czerwonym, mającym już swoje lata fotelu, popijając sake siedział muskularny mężczyzna, około pięćdziesiątki. Brązowe, miejscami zsiwiałe włosy sterczały na wszystkie strony, a jego perfidny obleśny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Spojrzał na mnie spod byka przymrożonymi oczami.
-Witaj, złotko, przyszłaś po kolejne zlecenie?-z jego ust wydobył się zachrypiały pełen ironii głos który rozniósł się po całym salonie. Na ciele poczułam gęsią skórkę. Jednak odraza jaką do niego czułam i nienawiść zwiększyły się.
-Śmieszny jesteś.-wyciągnęłam zza siebie kunai. Mężczyzna widząc to donośnie się zaśmiał odkładając sake na okrągły mały stolik, znajdującył się zaraz obok niego.
-Myślisz że mnie obie pokonacie?-wstał powoli wykręcając palce, które głośno strzeliły.-Niedoczekanie.-podszedł do kamiennego kominka gdzie pryskał niebezpiecznie ogień, i złapał za ogromny miecz, który opierał się do tej pory o czerwone cegiełki. Spojrzał na nas a jego uśmiech powiększył się.-Byłem pewien że twoje ciało leży gdzieś poćwiartowane na kawałeczki. Jednak miałaś cholernie ogromne szczęście.-postawił jeden krok w przód podnosząc miecz do góry.-I zrobiłaś błąd przyprowadzając tu swoją przyjaciółeczkę.-I ruszył z szaleńczym śmiechem w naszą stronę. Rzuciłam w niego kunai którego zwinnie ominął. Yumi złapała mnie wypychając nas obie na zewnątrz.-Co smarkule?! Boicie się?!-krzyknął wybiegając za nami. Różo włosa w sekundę znalazła się przed Yamakim, blokując jego wielki miecz swoją ręką, która była pokryta grubym różowym diamentem. Patrzyłam na to wielkimi oczami. Jak ta dziewczyna mogła nad tym zapanować? To cholernie rzadka technika, możliwe że ona jedyna ją posiada.
Weź się w garść! usłyszałam jakiś głos w mojej głowie. Zamrugałam kilka razy, powracając do racjonalnego myślenia. Wyciągałam rękę na bok, którą otoczyła ciemno niebieska, jarząca się milionami kryształkami smuga. Po chwili w mojej ręce znajdował się dwa razy większy miecz, który posiadał nasz przeciwnik. Widząc cień zdziwienia przechodzący przez jego twarz uśmiechnęłam się, ruszając z krzykiem na niego. Yumi odskoczyła na bok tworząc jakąś pieczęć. Zamachnęłam się ostrzem, jednak w porę odskoczył czego efektem była bliska styczność z ziemią. W porę zareagowała moja towarzyszka która zamknęła Yamakiego w diamentowej kopule.
-Kurwa!-przeklęłam, a miecz rozprysnął się niebieskim światłem.-Za nic nie opanuję tak wielkiego ostrza!-Yumi zaśmiała się łapiąc moją rękę i pociągając do góry, jednak odgłos rozpryskującego się diamentu i szaleńczy krzyk sprawił, że obie odskoczyłyśmy jak oparzone. Mimo że zielonooka władała niesamowitymi zdolnościami, nadal potrzebowały wzmocnienia i dalszej nauki.
-Pieprzone bachory! Nie zabijecie mnie!-furia jaka malowała się na jego twarzy wprawiła w nas w prawdziwe osłupienie. Ruszył na zdezorientowaną Yumi która jedynie co potrafiła w tej chwili zrobić to omijać jego ataki. Właśnie to strach robi z człowiekiem.
-Myśl, myśl, myśl!-biłam się w głowię próbując coś sobie przypomnieć. Otworzyłam oczy. Widząc jak różowo włosa zszokowana oczekuje ostatniego ataku, bez zastanowienia znalazłam się między nią a wielkim mieczem, tworząc ciemnoniebieską tarczę wokół nas.-Ty wstrętny!-warknęłam-Obleśny! Staruchu!!-złość jaka mnie opanowała przelałam na stworzoną prze zemnie tarczę, która z wielką siłą odepchnęła go, wbijając w ścianę domu. Ten jednak szybko otrzepał się z chwilowego szoku i po raz kolejny w tym dniu ruszył nas nas.
-Koniec treningu.-usłyszałam głos Mako, która znikąd pojawiła się przed nami i z gracją wskoczyła na Yamakiego, podcinając mu gardło. Jego zdziwienie które malowało się na twarzy nie trwało długo. Padł martwy na ziemię. Pełne determinacji oczy stały się puste, a z ust wypłynęła krew. Biedactwo. Cichy szept rozniósł się po mojej głowie.
-Aa..Amira?-Yumi pośpiesznie wstała z ziemi oddalając się ode mnie. Kociczka wydusiła z siebie głośne O kurwa! patrząc na coś poza mną. Odwróciłam się.
I to był błąd.
Wielka kosa z trzema ostrzami, wbiła się w mój brzuch przechodząc na wylot. Kaszlnęłam krwią patrząc wielkimi oczami na siwowłosego chłopaka, który z kpiącym uśmieszkiem spoglądał na mnie z góry. Jego czarny płaszcz z czerwonymi chmurkami w białej obwódce powiewał lekko na wietrze.
Akatsuki.
-Misja zakończona-zaśmiał się szaleńczo, a obok niego pojawił się zamaskowany towarzysz-Dwie pieczenie na jednym ogniu! Lider będzie wniebowzięty!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz