poniedziałek, 21 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 1

Otworzyłam momentalnie oczy, kaszlnięciem wypluwając resztki wody zalegającej w drogach oddechowych. Zgięłam ciało w pół, próbując uspokoić płuca, które zbyt łapczywie domagały się powietrza. Paliło mnie od środka niemiłosiernie, jednak nie to było najgorsze. Bardziej martwiłam się niekontrolowanym drżącym ciałem, i zimnem które mnie ogarnęło. Aż dziw, że z takiej wysokości nie uszkodziłam sobie kręgosłupa. Dobrze pamiętałam ból jaki doznałam przy uderzeniu.
-Jak się czujesz?-podskoczyłam w miejscu słysząc cichy głos niedaleko mnie. Szeroko otwarte oczy, które jeszcze nie przyzwyczaiły się do jaskrawego słońca, przeniosłam na zarys chudej postaci kucającej niedaleko.
-Kim...jesteś?-z mojego gardła wydobył się ledwie dosłyszalny, zachrypiały głos. Dziewczyna ręką sięgnęła za siebie, wyciągając butelkę wody.
-Napij się-przysunęła ją bliżej mnie. Sięgnęłam po nią, opróżniając zawartość do połowy.
I dokładnie tego było mi trzeba. Pieczenie w gardle zmalało, płuca złapały upragniony tlen a oczy zaczęły współgrać ze słońcem-pozostało jedynie to cholerne zimno. Objęłam rękoma ciało i rozglądnęłam się na około. Leżałam na zielonej trawie wśród szumiących drzew. Wzdrygnęłam się gdy zauważyłam po lewej stronie wielkie jezioro, z którym miałam bliskie i naprawdę bolesne spotkanie. Następnie to, co przykuło moją uwagę to długie różowe włosy mojej wybawicielki, które oświetlone przez promienie słońca niemalże błyszczały. Oczy zielone, dodające blasku bladej twarzy, usta drobne, malinowe lekko rozchylone. Ubrana była w zwiewną białą sukienkę na ramiączkach, a obok leżał plecak. Gdyby ktoś spotkałby ją na swojej drodze, nie przeszedłby obojętnie-tego byłam pewna.-Więc?-ponowiła swoje pytanie, wyciągając mnie z rozmyśleń.
-Lepiej-przeczesałam palcami potargane i wciąż mokre, brązowe włosy, które dosięgały prawie pasa-Cholera, ja naprawdę żyję?-dziewczyna z lekkim uśmiechem pokiwała głową.
-Ach, gdzie moje maniery. Nazywam się Yumi. Yumi Hosokaya. Leżałaś już tutaj kiedy Cię znalazłam. Co się właściwie stało?...
-Uwierz. Nie chcesz wiedzieć-wtrąciłam się zielonookiej-Nie wiem po co przeżyłam jak i tak za kilka dni dalej mnie dopadną...-wstałam ostrożnie na proste nogi. Mimo mojego złego stanu musiałam jak najszybciej ruszyć stąd swoje cztery litery. Nie było mowy o zostaniu tutaj choćby minuty, w końcu skarpa z której skoczyłam na pewno znajdowała się niedaleko. Najlepiej udałabym się na jakieś zadupie gdzie nikt mnie nie znajdzie. Położyłam dłoń na piersi, serce zbyt szybko i głośno informowało mnie o swoim istnieniu.
-Słuchaj nie wiem co się stało, ale nie bez przyczyny dano Ci drugą szansę-słowa dziewczyny tak proste, a jednak miały w sobie wielką siłę. Spojrzałam na nią-Skoro ktoś Cię ściga, nie lepiej stawić im czoła? I zmienić swoje życie?-O bogowie, kobieto, gdybyś wiedziała kto chciał mnie zabić, już dawno by Cię tu nie było.-pomyślałam, i zanim ugryzłam się w język bezmyślnie wypaliłam jedno przeklęte od niedawna przeze mnie słowo:
-Akatsuki-Yumi wstała z ziemi ukazując w całej okazałości swoje zgrabne wysportowane nogi.
-Co?
-No..to?. Dalej będziesz mi mówić że mam zmienić życie i stawić im czoła?-zaśmiałam się-Kobieto zejdź na ziemię i uciekaj w tej chwili jak najdalej, bo jak dowiedzą się że żyję, marny mój los, a przy okazji i twój-Odwróciłam się plecami do niej, zastanawiając się którą drogą i gdzie mam się udać. Głowa zaczynała pulsować niemiłym bólem a do tego czułam się bardzo niekomfortowo mając na sobie mokre ciuchy. W tej chwili marzyłam jedynie o ciepłej zielonej herbacie, pysznym puszystym serniku i grubych wełnianych skarpetach które ogrzeją moje biedne stopy. Długi bieg przez las zrobił swoje raniąc je, i przyozdabiając w masę pęcherzy.
-Mogę Ci pomóc-szepnęła. Zignorowałam to i powoli, z grymasem bólu na twarzy ruszyłam przed siebie-Wiem gdzie jest najbliższa wioska! Wiem skąd załatwić dobrą broń, jedzenie i ubranie!-zaczęła iść za mną.
-Przecież ty mnie w ogóle nie znasz!-krzyknęłam odwracając się do niej. Stała z przerażoną miną, jednak nie ruszyła się ani o milimetr z miejsca.
Nie oszukując siebie samą-może i z lekka przekonało mnie to jej gadanie że nie bez przyczyny dano mi drugą szansę-ale stawić czoła ninja rangi S? Nie, nie nie. Robię swoje i uciekam stąd jak najdalej.
-Mam swój własny powód by do Ciebie dołączyć, jest to tylko i wyłącznie moja decyzja.-westchnęłam ciężko.-No proszę, proszę, proszę-podbiegła łapiąc moje dłonie. Skrzywiłam się.-Ja już tyle lat sama się błąkam po świecie...-zrobiła słodkie oczka. Zamrugałam kilka razy w szoku. Żyję 20lat, a jeszcze się z takim czymś nie spotkałam.
-Nie mam zamiaru zadzierać z Akatsuki.-spojrzałam na nią spod byka starając się wyrwać dłonie z jej mocnego uścisku. Po kilku próbach i jej natarczywym spojrzeniu, które zaczęło mnie już naprawdę przerażać, jęknęłam z bezsilności.-Ale nie biorę za ciebie odpowiedzialności.
-Hai!-krzyknęła uradowana. Z szerokim uśmiechem na twarzy szybko zabrała z ziemi plecak.
-I jeszcze jedno-westchnęłam-mów mi Amira. Amira Kemono...

***

-Zgubiłyśmy się-stwierdziłam dobitnie gdy Yumi po raz kolejny stanęła rozglądając się na boki, wydymając przy tym śmiesznie usta. Spojrzała na mnie zakłopotana.
-Kompletnie nie wiem gdzie jesteśmy-odpowiedziała zrezygnowana. Oparła się plecami o drzewo-A wydawało mi się że to było w tą stronę...musi być w tą...niemożliwe...-dalej przestałam ją słuchać. Mój wzrok spoczął na gęstych krzakach które niemal niezauważalnie zaczęły się ruszać. Moja brew powędrowała ku górze. To na pewno jakieś biedne zagubione zwierzątko. Ruszyłam w ich stronę, jednak zamarłam w pół kroku. A jeżeli to jakiś złoczyńca czyhający na moje i Yumi nędzne życie?. Naprawdę, nie zdziwiłoby mnie to, gdyby zaczęli mnie już szukać, w końcu chciałam zabić członka Akatsuki. O zgrozo. Podniosłam z ziemi gruby patyk ponawiając tym razem ostrożniej chód.
-Amira?-dziewczyna dopiero teraz spojrzała na mnie zdziwiona. Podniosłam rękę nakazując by umilkła. Zacisnęłam mocniej dłonie, czując jak drewno wbija się w moją skórę. W jednej chwili krzaki bardziej i głośniej zaszeleściły, a ja cofnęłam się krok do tyłu.
-KEMONO??!!!!!-wprost na moją zszokowaną twarz wleciała czarna kocica. Poleciałam na ziemię kompletnie oniemiała wypuszczając patyk, którym i tak dosłownie gówno bym zrobiła. No, chyba że z istną przyjemnością wsadziła komuś w tyłek.-Kurwa mać tydzień mnie nie ma a Ciebie już Akatsuki ganiają po lasach?!-gadała jak najęta ruszając nerwowo uszami. Jej wielkie złote oczy prawie że tryskały błyskawicami.
-Mako.-jęknęłam gdy nieco ochłonęłam z szoku.
-A kogo żeś się spodziewała?! Wróżki zębowej?!-przekręciłam oczami, a moja towarzyszka wybuchnęła głośnym melodyjnym śmiechem. Czy ona musi być taka idealna? Z morderczym wzrokiem skierowanym na Yumi, zrzuciłam z siebie kotkę która warknęła niezadowolona i dumnie napuszyła ogon, co u niej norma. Wstałam z ziemi otrzepując tyłek z piachu i liści.-Dziewczyno, jak ty wyglądasz-westchnęłam podpierając biodra rękoma. Tak, to była moja słodka kociczka. Małe stworzonko które nauczyło mnie wielu rzeczy i wychowało. Moja przyjaciółka oraz jedyna rodzina jaka mi pozostała. Kupa sierści która kryła w sobie ogromną siłę oraz wiedzę. Przeważnie teleportowała się do swojego małego świata a kiedy ją potrzebowałam, po prostu się pojawiała. Pech chciał, że tydzień temu była zmuszona wyruszyć na ważne spotkanie z kapłanami-tak więc zostałam sama. A później sytuacja z przesyłką i Akatsuki...ahh gdyby ona tu była, nie musiałabym skakać z tego pieprzonego urwiska narażając swoje marne życie. Od razu by mnie uratowała.
-Zaprowadź nas do Konohy-zignorowałam jej uwagę na temat mojego wyglądu. Wywinęłam się śmierci, a ta mała cholera myśli że będę wyglądać jak bym z wybiegu modelek wróciła.
-Nie pyskuj!-odwarknęła-Może byś się przywitała? Oooo na moją kocią łapę, jak ja cię wychowałam?!-prychnęłam gniewnie. Znowu zaczyna się jej wykład na temat mojego zachowania, to się zaczyna po tylu latach robić męczące, naprawdę.-A ty kim jesteś?-tym razem zwróciła się do Yumi, no tak, kompletnie o niej zapomniałam. Różowo włosa kucnęła przed Mako szczerząc się jak głupi do sera. Oparłam się o drzewo.
-Nazywam się Yumi Hosokaya i znalazłam Amirę nieprzytomną-odpowiedziała radośnie. Kotka podniosła dumnie główkę. Bynajmniej skończy wypominać moje zachowanie.-od kilku lat podróżuję po świecie sama, więc pomyślałam że fajnie jest znaleźć towarzyszkę....
-Dobra, dobra-wtrąciłam szybko-Pogadacie sobie później, a teraz do konkretów drogie Panie-wzrokiem ponagliłam kotkę która łapką przejechała po pyszczku.
-Zaraz za tymi krzakami jest ta dziura...Ukryty Liść....-Mako nie lubiła tej Wioski, ani ludzi mieszkających w niej. Ja sama nie pałałam miłością do nich. A szczególnie ta Sakura...wredna różowa landryna która i mnie i moją kochaną kocice doprowadzała do obłędu. Szczególnie jak latała razem z Ino za Sasuke. O matko, jaki ja miałam przy tym niezły ubaw.-Z tobą moja droga mam do pogadania-spojrzała na mnie groźnie. Kiwnęłam z grymasem głową-Muszę zdać raport Najwyższemu, znajdźcie jakiś hotel, ja wam załatwię resztę. Sayonara-i zniknęła. Zawsze robiła wszystko, żebym miała jak najlepiej, jednocześnie ucząc, że mimo tego trzeba na wiele rzeczy zapracować sobie samemu. Mimo tego że ciągle sobie dogryzamy, oddałabym za nią życie bez wahania. Yumi podbiegła łapiąc mnie pod rękę.
-No chodźmy juuuż, musisz się doprowadzić do porządku-spojrzałam na siebie. Przemoczone ubrania, poplątane i obłocone włosy rozmazany makijaż. Piękny widok! Czemu tak każdemu to przeszkadza? Czuję się dyskryminowana....
Po 5 minutowej wędrówce przez krzaki, wyszłyśmy na główną drogę prowadzącą do Konohy. I pomyśleć że tyle błądziłyśmy, a nasz cel był dosłownie o krok. Yumi nie jest zbyt dobrą przewodniczką, muszę to koniecznie zapamiętać. Tak na przyszłość. Do wioski weszłyśmy bez problemu. No...prawie. Strażnicy dobrze mnie już znają, jednak mimo to na mój widok mina im zrzedła. Chcieli wezwać nawet medyków, jednak szybko w porę zareagowałam.
W Konoha zawsze pojawiałam się na dwa, góra trzy tygodnie, bo to jedyna wioska która mniej więcej przypadła mi do gustu. Całe moje życie to jedna wielka podróż. Zawsze fascynowały mnie miejsca z nutką magii, poznawanie nowych, ciekawych ludzi lub odkrywanie nieznanych zwojów którymi się fascynowałam. To były naprawdę niesamowite przeżycia, które pozostaną głęboko w mojej pamięci.
Na polecenie Mako zatrzymałyśmy się przed hotelem. Yumi dała mi wolną rękę więc wybrałam ten, w którym byłam zawsze mile widziana. Starsza, tęga pani która stała za ladą na mój widok niezmiernie się ucieszyła, a na wspomnienie o zostaniu tutaj tylko na jeden bądź dwa dni, uparła się że przenocuje nas za darmo. Uwielbiałam ją, za to czułe i ciepłe serce które mi podarowała od kiedy zawitałam tutaj pierwszy raz. Co nie zmieniało faktu, że nie lubiłam tej Wioski, jednak wolałam spędzać tutaj czas, niż w Sunagakure czy też Kirigakure, a myśl o spotkaniu Killera B czy też moja obecność w Wiosce Ukrytego Deszczu nie za bardzo mnie cieszyła. Tak, tak. Jestem wybredna.
I tak o to mogłam wreszcie po ciężkim dniu, położyć się w wannie wypełnioną po brzegi woda z różanym płynem do kąpieli. Uhh, co za wygoda. Jedyna najmilsza rzecz która mnie spotkała od pewnego czasu. Co racja miałam wstręt do wody, ale ta to istna przyjemność.
Łazienka była mała, cała wyłożona niebieskimi płytkami, znajdowały się tam najpotrzebniejsze rzeczy: umywalka, lusterko, kibelek, stojak z ręcznikami, i ta duża, przecudowna wanna. Na środku rozłożony był ciemno niebieski puchaty dywan, a na parapecie stały trzy zapalone świeczki które dodawały całemu pomieszczeniu romantycznego uroku. Po kąpieli z uśmiechem rozczesałam włosy, nakremowałam twarz, ubrałam się w durna różową piżamę z króliczkiem którą dała mi Mako i wyszłam do leżącej i wykapanej już Yumi. Cwaniara uparła się że pójdzie pierwsza bo ja będę musiała więcej czasu poświęcić w łazience, i niestety miała rację. Obok niej zauważyłam kotkę która z przejęciem coś opowiadała na co zielonooka wybuchała śmiechem. Widać że się polubiły, co mnie bardzo ucieszyło, bo i ja nieco przekonałam się do dziewczyny. Nigdy nie miałam prawdziwego przyjaciela, a ona jak anioł spadła prosto z nieba. Położyłam się na swoim łóżku delektując się spokojem który w tej chwili mnie opanował.
-Moja droga, chcę żebyś o czymś wiedziała.-poczułam jak kotka kładzie się na moim brzuchu, była lekka niczym piórko, a zarazem potrafiła przywalić niczym a'la Wkurwiona Sakura Haruno.
-Słucham?-otworzyłam jedno oko przyglądając się jej. Jak zawsze potrafiła założyć tą swoją maskę obojętności, przez co nie mogłam odgadnąć o czym myślała.
-Pierwsze co zrobimy, to załatwimy Yamakiego, idiotę który dał ci przesyłkę...-jęknęłam. Mogłam się spodziewać takich słów. Ten mały kudłaty stworek ma racje. Zawsze ma rację. Co jak co ale go załatwić trzeba. W duchu błagałam o kilka dni urlopu i spokoju, jednak nie był mi on dany w najbliższym czasie. Moje życie już nabrało innego tępa.
-Pomogę Ci, myślę że razem damy radę. W końcu też jakiś dobry trening by nam się przydał.-wtrąciła się Yumi.
-Dobra, dobra. Ale skoro chciał zabić Członka Akatsuki, to na pewno jest silny.-westchnęłam. Szczególnie że ja nie potrafię wcale dobrze walczyć. Wszystko dosłownie się popieprzyło. Na milion małych kawałków. I teraz jestem zmuszona biegać za nimi i zbierać je do kupy żeby znów móc dalej żyć. Lub w najbliższym czasie umrzeć....

A niech to!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz